Rzeczpospolita: Jako współzałożyciel PO ma pan poczucie zmierzchu tej partii?
Andrzej Olechowski, współzałożyciel PO, były minister finansów i minister spraw zagranicznych: Kryzysu.
Który to już kryzys Platformy?
Nie ostatni. Obecny dotyczy wiarygodności Platformy. Nie da się ukryć, że większość dzisiejszych problemów ma swoje korzenie w okresie rządów PO.
Mówi pan o nieprawidłowościach dotyczących reprywatyzacji w stolicy?
Również. Ale myślę też o konstytucji, OFE, ochronie praw mniejszości, przyjęciu euro i wielu innych zaniechaniach, błędach i bulwersujących sprawach. Dzisiaj bylibyśmy w zupełnie innej sytuacji, gdyby nie wieloletnie błędy PO. Reprywatyzacja jest wierzchołkiem góry lodowej. Liberalny wyborca może mieć największy problem z wiarygodnością PO.
Dlatego Grzegorz Schetyna chce wrócić do korzeni i skierować Platformę na prawicowo-konserwatywne tory.
Z Donaldem Tuskiem i Maciejem Płażyńskim zakładaliśmy partię centrową. Oni chcieli, żeby PO była partią centroprawicową. Kiedy żartobliwie zapytałem ich jak to rozumieją, czy na prawo od centrum, czy też może jako prawą część centrum, odpowiedzieli, że PO ma być prawą częścią centrum, ale nie na prawo od centrum. To anegdota, ale prawdą jest, że PO na początku definiowała się jako liberalno-konserwatywna. Rys liberalny był na początku bardzo silny w PO.
Powrót PO do prawicowo-konserwatywnych korzeni jest wiarygodny?
Nie. Prawicowo-konserwatywna Platforma to były może czasy już po moim odejściu z partii. Ale konserwatywna ta partia na pewno nie była u swojego zarania.
Grzegorz Schetyna zdaje egzamin jako lider partii?
On jest stworzony do roli sekretarza generalnego partii. W tej roli miał wielkie sukcesy. Z funkcją lidera partyjnego ma kłopoty. Nie odnotowałem jeszcze wypowiedzi i idei pana Schetyny, która mogłaby mnie porwać. I mam wrażenie, że wielu centrowych wyborców podziela mój pogląd.
Kto jest liderem opozycji?
Pan Schetyna jest liderem części opozycji, podobnie jak Ryszard Petru. Pan Petru wiele stracił w ostatnich miesiącach, uprawiając dosyć nierozsądną politykę atakowania każdej opozycji, która nie jest Nowoczesną.
Hanna Gronkiewicz-Waltz pociągnie PO na dno?
W myślach wspieram panią prezydent. Jestem warszawiakiem i widzę, jak to miasto rozwinęło się za jej rządów. To jest dobra prezydentura, również w opinii warszawiaków, którzy trzykrotnie głosowali na Hannę Gronkiewicz-Waltz i byli przeciwko jej odwołaniu w referendum. Jednak sprawa reprywatyzacji jest niejasna i bulwersująca. Obawiam się, że pani prezydent może pociągnąć partię na dno. Ostateczna utrata władzy przez PO może oznaczać jej koniec. Tylko władza scala Platformę. Jeśli ta partia nie wypracuje programu, idei, spoiwa, to się rozleci. Dzisiaj PO jest partią pustą ideowo.
Po drugiej stronie są zwarte szyki. PiS narzuca inicjatywę i przyspiesza.
Działania obecnego rządu osłabiają odporność Polaków na zagrożenia. Rządzącym powiedziałbym dzisiaj, trawestując klasyka: bezpieczeństwo, głupcze! W polityce zagranicznej Polska staje się osamotniona. W wyniku polityki naszego rządu osłabła solidarność europejska. Pokazały się rysy na sojuszu polsko-amerykańskim. Pamiętamy wypowiedzi Baracka Obamy podczas szczytu NATO. Zachód ma wątpliwości, czy Polska jest jego częścią. I Polacy mają dzisiaj wątpliwości, czy są częścią Zachodu. Jesteśmy dzisiaj na dobrej drodze do tego, żeby Polska stała się krajem samotnym. W naszej historii samotność była przekleństwem. Ten stan grozi nam również w innych dziedzinach.
Jakich?
W gospodarce. Nasi sąsiedzi robią zapasy na czas kryzysu. Polska ma dobry wzrost gospodarczy, mimo że mniejszy niż projektowano, to jednak stale powiększa swój deficyt. Prezydent Lech Wałęsa zwykł mówić, że Polska najbardziej potrzebuje amerykańskich generałów: General Motors, General Electric. Zniechęcanie zagranicznych inwestorów nie jest dobrą polityką na czas niepokoju, a to właśnie czyni pan minister Mateusz Morawiecki. Wicepremier odpędza od Polski zagranicznych inwestorów.
Przeciwnie. W Londynie zachęcał do inwestycji w Polsce.
Ale w Polsce mówi, że udział zagranicznych inwestorów w polskiej gospodarce jest zbyt wysoki i trzeba zwiększać udział polski. To nie jest dobra polityka na dzisiejsze czasy.
Co powiedziałby pan dzisiaj ministrowi Morawieckiemu?
Gospodarka, głupcze! Od rządu, który deklaruje, że ma strategię zrównoważonego wzrostu, oczekiwałbym, że będzie ścinał deficyt. A deficyt można ścinać tylko przez obniżenie wydatków. Nie można zwiększać wydatków, nie redukując ich w innych segmentach bez szkody dla kasy państwa. Decyzje budżetowe i ten typ polityki, który jest prowadzony, nieuchronnie spowoduje podwyższenie podatków.
Jak zareagują Polacy?
Zgadzam się z Markiem Belką, że podatki w Polsce są umiarkowane i jest przestrzeń na ich podwyższenie bez politycznych strat. Podatki powinny być ściągane nawet w większym stopniu niż obecnie, ale powinny być przeznaczane na inwestycje. Mamy do czynienia z gwałtowną zapaścią inwestycji, co nie koresponduje z zapowiedziami ministra Morawieckiego.
PiS nie rządzi nawet jeszcze rok. Proszę dać czas partii rządzącej.
Daję. Ale widzę też niebezpieczny trend. Wzrost gospodarczy będzie niższy niż sądziliśmy rok temu, inwestycje są zdecydowanie mniejsze, wydatki są wyższe niż szacowano rok temu, wpływy z podatków są niższe niż szacowano. Podwyższenie podatków jest nieuchronne. Sytuacja ogólna kraju będzie gorsza niż jeszcze rok temu. A niepokojących symptomów jest znacznie więcej.
Jakich?
Rządzący promują wśród Polaków postawę zależności od państwa. Przez 500+ zwiększa się liczba kobiet rezygnujących z pracy. Za chwilę zwiększy się nam grupa ludzi uprawnionych do pobierania emerytury o 180 tys. osób. To jest kolosalna liczba osób, która przejdzie na utrzymanie budżetu państwa. Pierwszy raz od wielu lat zaczyna rosnąć udział państwa w gospodarce. Jedna piąta naszego dochodu jest wytwarzana w przedsiębiorstwach państwowych. Coraz więcej Polaków jest zależnych od budżetu państwa, a nie od własnej przedsiębiorczości. To nie jest dobra postawa na trudne czasy. Ponadto rządzący promują postawy radykalne.
Co pan ma na myśli?
PiS, wspierając narodowców, prowadzi bardzo niebezpieczną grę. Brak krytyki ze strony rządzących dla postaw pełnych przemocy i wulgarności obróci się przeciwko nim. Ponadto zadziwia stawianie za wzór osób radykalnych, takich jak Żołnierze Wyklęci, wśród których było wielu bandytów, czy niektórych osób z dawnej „Solidarności”, przy których, jeśli stanęliby na czele przemian, Polska spłynęłaby krwią. Nie można stawiać za wzór szaleńców, nawet działających dla dobra wspólnego, którzy byliby w stanie poświęcić życie innych w przegranej sprawie. Lech Wałęsa był dla Polski błogosławieństwem.
Prezydent Andrzej Duda uważa inaczej, o czym mówił podczas pogrzebu „Inki” i „Łupaszki”.
Prezydent Duda rozczarowuje. Jego radykalne wypowiedzi mają zrobić przykrość przeciwnikom politycznym Prawa i Sprawiedliwości oraz wzmocnić radykalny elektorat partii Kaczyńskiego. Prezydent Duda wciąż jest jastrzębiem PiS, mimo że teoretycznie nie ma już legitymacji partyjnej. Co powiedział pan prezydent? Że w PRL rządzili zdrajcy i przez ostatnie 27 lat też rządzili zdrajcy, tylko przebrani. To też ostry atak pod adresem swojego środowiska, rządów panów Olszewskiego, Marcinkiewicza i Kaczyńskiego. Pan prezydent dzieli Polaków i atomizuje kraj. Pamiętam, że w kampanii wyborczej padały inne deklaracje.
Skąd ta radykalizacja?
Taki jest trend na świecie. Popularność zdobywają radykałowie, torując sobie drogę do władzy mocnymi wypowiedziami i władzę zdobytą w ten sposób umacniają. Trump, Putin, Erdogan, Kaczyński… Wbrew pozorom oni mają wiele wspólnego, a ich przekaz i sposób uprawnia polityki bardzo się opłacają i są bardzo niebezpieczne. Nastał czas radykalizmów. Skutki tego mogą być bardzo przygnębiające. Ale w takich czasach żyjemy.
—rozmawiał Jacek Nizinkiewicz