Europa – chwiejny olbrzym bez strategii i siły przywódczej

Los zjednoczonej Europy już chyba nikogo nie interesuje. Kryzys zadłużeniowy w kilku państwach strefy euro zachwiał Unią Europejską. Na jej wschodnich granicach od Naddniestrza po Górski Karabach tlą się konflikty, które w każdej chwili mogą rozgorzeć. Rosja wydaje się zajęta sama sobą, zwłaszcza wyborami prezydenckimi. Stany Zjednoczone koncentrują się coraz bardziej na Azji i Pacyfiku i na samych sobie. Wola do wspólnego działania Europejczyków, Rosjan, Amerykanów jest niewielka, choć dużo jest do zrobienia i dużo można by zrobić. Rządy skupiają się przede wszystkim na sprawach wewnętrznych. Zajmują się nimi, bo są one zazwyczaj istotne dla wyborców. W polityce zagranicznej trudno natomiast dostrzec jakiekolwiek cele strategiczne.

Dwadzieścia lat temu przezwyciężony został podział Europy. Zmieniły się Niemcy – zjednoczone, większe, zostały wezwane również do większej odpowiedzialności międzynarodowej. Związek Sowiecki rozpadł się. Wszyscy Europejczycy zostali zaproszeni do wspólnego i pokojowego ułożenia nowego ładu na kontynencie. Wraz z zakończeniem konfliktu Wschód-Zachód i zniknięciem dwubiegunowego systemu pojawiło się pytanie o nowy ład światowy.

Przed nami, Europejczykami, pojawiły się szanse, o których poprzednie pokolenia mogły tylko marzyć. Trzydziestu pięciu przywódców państw i rządów, którzy spotkali się w listopadzie 1990 r. na szczycie KBWE w Paryżu wydawało się świadomych możliwości nowego ukształtowania Europy, wówczas już całej Europy. Podpisali więc „Kartę Nowej Europy“. Pragnęli dzięki niej doprowadzić do „nowej ery demokracji, pokoju oraz jedności“. Epoka konfrontacji i podziału dobiegła końca. Wzajemne stosunki miały się odtąd opierać na szacunku i współpracy. Miał zostać wypracowany mechanizm pozwalający zapobiegać konfrontacjom, opanowywać kryzysy i pokojowo je kończyć. Wspólnym celem było stworzenie ogólnoeuropejskiego ładu pokoju i bezpieczeństwa od Vancouver do Władywostoku; zbudowanie wspólnego europejskiego domu, w którym każdemu z mieszkańców zostałoby zapewnione takie samo bezpieczeństwo. Europejskiemu kontynentowi, spustoszonemu przez wojny, przesiąkniętemu krwią milionów ludzi taka wspólnota oparta o ogólnoeuropejski ład bezpieczeństwa i pokoju mogła wreszcie zagwarantować trwały pokój, wolność, bezpieczeństwo i dobrobyt.

Dzisiaj bilans minionych 21 lat musi nas sprowadzić na ziemię. Paryska euforia minęła. Przyszło otrzeźwienie. Oczywiście były ku temu istotne powody: rozwiązanie Związku Sowieckiego w grudniu 1991 r., trudna transformacja byłych państw komunistycznych, rozpad Jugosławii i wojny na Bałkanach, konflikty na wschodnich krańcach UE i na południu Rosji, rozszerzenie NATO i UE poza granicę byłego Związku Sowieckiego (rozszerzenie Sojuszu było i jest postrzegane przez Rosję jako zagrożenie dla jej bezpieczeństwa).

Spory o przyszłość Kosowa i wojna w Gruzji zniszczyły po obu stronach zaufanie. Oba te konflikty dowiodły, że obecne europejskie organizacje bezpieczeństwa nie są w stanie zapobiec ani konfliktom międzypaństwowym, ani wewnętrznym. Stosunki po obu stronach są nadal obciążone zbyt dużą nieufnością. Może się wprawdzie wydawać, że postrzeganie przez Rosję USA i NATO jako źródła zagrożenia dla jej bezpieczeństwa jest dziwaczne i ma niewiele wspólnego z rzeczywistością, musi jednak być ono traktowane poważnie. Tak samo Rosja powinna brać pod uwagę historycznie uwarunkowane obawy krajów bałtyckich czy państw, które należały do Układu Warszawskiego.

Nieliczne próby nowego ukształtowania stosunków z Rosją oraz krajami Europy Wschodniej i Azji Środkowej są zdecydowanie za mało systematyczne, zbyt jednostronne i powierzchowne. OBWE jako następczyni KBWE straciła sporo wpływów i jest krytykowana, zwłaszcza przez Rosję, za to, że stała się instrumentem ingerencji w wewnętrzne sprawy państw członkowskich. Inicjatywa prezydenta Clintona z 1994 „Partnerstwo dla pokoju“ rozmieniła się na drobne i nie przynosi widocznych wyników. Rezultaty trzynastu lat współpracy UE i Rosji w ramach zawartego w 1994 r. „Porozumienia o partnerstwie i współpracy“ (które formalnie wygasło w 2007 r., ale obowiązuje dopóki nie uzgodni się nowego) są dla obu stron niezadowalające. Poparcia w UE nie znalazła propozycja złożona przez przewodniczącego Prodiego prezydentowi Putinowi aby stworzyć ogólnoeuropejską strefę wolnego handlu. Od osiemnastu lat ciągną się negocjacje w sprawie członkostwa Rosji w Światowej Organizacji Handlu (WTO). UE mówi o „partnerstwie bezpieczeństwa“ z Rosją. Zasadniczo jest ono jednak próżne. W 1997 r. Rosja i NATO podpisały „Akt stanowiący o wzajemnych stosunkach, współpracy i bezpieczeństwie” i powołały Wspólną Radą Stałą NATO-Rosja, którą w maju 2002 przemianowano na Radę NATO-Rosja. Gdy w 2008 r. wybuchł konflikt w Gruzji, Rada nie zdołała się zebrać ani razu.

Owszem, zimna wojna się skończyła, tyle że zamiast niej – aż chciałoby się powiedzieć – zapanował zimny pokój. Wielu na Zachodzie i Wschodzie, jak się zdaje, pogodziło się z takim stanem rzeczy. Są ukontentowani „business as usual” – stosunki gospodarcze się rozwijają, bilateralne spotkania polityczne odbywają się raczej regularnie i w przyjaznej atmosferze, prezydent Rosji coraz częściej gości na wielostronnych spotkaniach. Zasadniczo jednak we wzajemnych stosunkach dzieje się zbyt mało. Przede wszystkim nie zostały określone ich cele strategiczne.

Zasmuca to zwłaszcza, że ostatnie dwa lata winny skłonić strony do większej elastyczności. Decyzja prezydenta Obamy o „resecie” zaowocowała nową dynamiką w stosunkach amerykańsko-rosyjskich. Podpisano kolejne porozumienie START o dalszej redukcji strategicznej broni atomowej, łącznie z systemami przenoszenia. Uzgodniono współpracę w sprawie pokojowego wykorzystania energii jądrowej oraz Afganistanu, Iranu i Korei Północnej. Powstało 17 bilateralnych grup roboczych. Ważnym przejawem tej dynamiki jest gotowość USA i NATO do budowy z Rosją jako równoprawnym partnerem wspólnego systemu obrony rakietowej. Jeśli by się to udało, nastałaby nowa era bezpieczeństwa w Europie, a może również na całym globie. Wspólny system obrony przeciwrakietowej zakłada bowiem intensywną współpracę, komunikację, przejrzystość i zgodę na kontrolę. Można by w ten sposób wyrwać z impasu inne negocjacje w sprawie rozbrojenia oraz kontroli zbrojeń.

Kolejny ważny przełom dokonał się dzięki wyraźnej poprawie stosunków polsko-rosyjskich. Gesty pojednania premierów Tuska i Putina w kwietniu 2010 r. oraz wzruszająca sympatia, którą Rosjanie okazywali Polakom po katastrofie w Smoleńsku otwarły drogę do normalnych i dobrych stosunków. Stanowią one klucz do pokojowego ukształtowania ogólnoeuropejskich stosunków i ogólnoeuropejskiego ładu pokojowego.

Niestety inni ważni partnerzy europejscy pozostali bezczynni. Niemcy zdają się być zajęte tylko sobą. Francja i Wielka Brytania są skupione na Libii. Włochy oraz Hiszpania gubią się w swoich wewnętrznych konfliktach. Komisja Europejska w trzydziestu grupach roboczych prowadzi już piąty rok rokowania w sprawie umowy z Rosją mającej zastąpić Porozumienie o partnerstwie. Opinia publiczna o ich przebiegu nic nie wie. Nikt nie zna ich celów i treści. Inicjatywy poszczególnych państw członkowskich w odniesieniu do tych negocjacji, jeśli są wysuwane, pozostają nieznane. Wydaje się, że głównym negocjatorom brakuje strategicznej wizji. Cóż więc należy zrobić?

Naszym celem nie jest członkostwo Rosji w UE. Obie strony o tym wiedzą. Niemniej Rosja – jak mówił Władimir Putin – jest naturalnym członkiem „„Rodziny Europejskiej” pod względem swego ducha, historii i kultury. (…) Gdy myślę o przyszłości naszych stosunków, nie widzę żadnych dziedzin, które nie mogłyby zostać objęte przez równoprawną współpracę strategiczną, opartą na wspólnych dążeniach i wartościach” (28.11.2006). Celem powinien być szczególny status Rosji, rodzaj uprzywilejowanego partnerstwa, strategiczne stowarzyszenie, a więc status, który uzyskały Szwajcaria i Norwegia. Państwa te wywierają wpływ na procesy polityczne i korzystają z prawnych, politycznych i gospodarczych decyzji podejmowanych przez UE. Pozostanie oczywiście suwerenną decyzją Rosji, w jakim zakresie zbliży się do Acquis Communautaire a może nawet w ogóle je przejmie. Chodzi tutaj o strategię, która pozwoli nabyć zdolności do integracji, bez samego integrowania się. Rosja uzyskałaby w ten sposób nowe możliwości dla swojej modernizacji, a Unia Europejska zyskałaby ważnego partnera w Europie. Zarazem Wspólnota Atlantycka, podobnie jak i Rosja, poprawiłyby swoją zdolność nie tylko do obrony swoich interesów w zmieniającym się świecie z nowymi centrami władzy, lecz także do ich skutecznej promocji.

Pierwszym krokiem winno być przyjęcie Rosji do WTO. Po prawie dwudziestu latach negocjacji będzie to i tak krok spóźniony. USA i UE muszą teraz zadbać o usunięcie ostatnich przeszkód. Akcesja Rosji do WTO otworzy drogę do realizacji kolejnego celu: ogólnoeuropejskiej strefy wolnego handlu i „harmonijnej wspólnoty gospodarczej od Lizbony po Władywostok” (premier Putin, listopad 2010) z pełną swobodą przepływu nie tylko towarów oraz usług, ale przede wszystkim ludzi. Dodatkowym, ważnym elementem mogłaby być propozycja europejskiej wspólnoty energetycznej.

Te kroki powinny stworzyć wzajemne zaufanie. Jest ono wciąż najważniejszym kapitałem, najważniejszym warunkiem intensyfikacji stosunków między państwami europejskimi. Pojednanie, które nastąpiło po II wojnie światowej między byłymi śmiertelnymi wrogami, a po pokojowej rewolucji 1989-1990 z Europą Środkową, teraz musi odbyć się także z Europą Wschodnią. Polityczne deklaracje do tego nie wystarczą. Trzeba stworzyć fakty – krok po kroku – poprzez środki budowy zaufania. Kto nie chce rezygnować z celu, jakim jest ogólnoeuropejski ład bezpieczeństwa i pokoju, musi zacząć od kroków małych. Dowodzą tego doświadczenia dwudziestu lat po podpisaniu Karty Paryskiej. Tylko dzięki współpracy i integracji można zakończyć rywalizację, czy wręcz wrogość. Do tego potrzeba jednak także całościowej strategicznej wizji co do wspólnego celu, niezależnie od tego, czy będzie nim „Wspólny Dom Europejski”, wolna „Paneuropa”, czy „Sojusz Europejski”.

To samo dotyczy bezpieczeństwa. Do budowy zaufania w szczególny sposób przyczyniłby się postęp w rozwiązywaniu „zamrożonych konfliktów”. Potrzeba go szybko zwłaszcza w kwestii Nadniestrza/Republiki Mołdawii. Podjęto pierwsze starania. Podobnie w sprawie Górskiego Karabachu w Azerbejdżanie. Jeśli chodzi o Gruzję i Kosowo, to te konflikty będzie można pewnie zakończyć dopiero w ramach ogólnoeuropejskiego ładu bezpieczeństwa.

Tym samym doszliśmy do najważniejszego zagadnienia – wizji lub też wielkiego celu: ogólnoeuropejskiego ładu pokoju i bezpieczeństwa od Vancouver do Władywostoku, tak jak to zaplanowano w Paryskiej Karcie Nowej Europy i jak to potem miało być realizowane w ramach OBWE. Próba ożywienia tego procesu podjęta w grudniu 2010 r. w Astanie, na pierwszym od 11 lat szczycie OBWE z udziałem pięćdziesięciu sześciu państw członkowskich, skończyła się żałośnie. Nie było celu, nie było woli, nie było chęci działania, ani nawet odwagi, aby zastanawiać się nie tylko nad tym, co będzie następnego dnia. Co zatem robić?

Są trzy drogi. Negocjacje w sprawie Porozumienia o partnerstwie mogą, a wręcz powinny doprowadzić do uzgodnień z dziedziny bezpieczeństwa. Skoro obie strony od dawna mówią o „partnerstwie strategicznym”, to trzeba je teraz wypełnić treścią. Drugą – równoległą – drogą byłoby pogłębienie współpracy między Rosją a Sojuszem Atlantyckim. NATO w swojej strategii, przyjętej w 2010 r., stwierdza wyraźnie, że, pomimo utrzymujących się różnic, bezpieczeństwo obszaru euroatlantyckiego i Rosji jest ściśle ze sobą powiązane. NATO nie stanowi dla Rosji jakiegokolwiek zagrożenia. Współpraca NATO-Rosja ma strategiczne znaczenie, albowiem przybliża ustanowienie wspólnego obszaru pokoju, stabilności oraz bezpieczeństwa. Rada NATO-Rosja – jak to wielokrotnie proponowała kanclerz Angela Merkel – musi się rozwijać. Długoterminowym celem mogłoby być stopniowe członkostwo Rosji w Sojuszu – podobnie jak Francja, Rosja mogłaby stać się z początku członkiem politycznej organizacji. Prezydent Clinton już na początku lat 90. zaproponował prezydentowi Jelcynowi, zarówno ustnie, jak i na piśmie, przyjęcie Rosji do NATO. Tyle że ta propozycja przyszła zbyt wcześnie dla obu stron. Również polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski nie wyklucza członkostwa Rosji. Ta propozycja powinna cały czas leżeć na stole negocjacyjnym.

Trzecią drogą powinno być traktatowe uzgodnienie całościowego, ogólnoeuropejskiego ładu pokoju i bezpieczeństwa od Vancouver do Władywostoku. Prezydent Miedwiediew w czerwcu 2008 r. w Berlinie poddał taką propozycję pod publiczną dyskusję. Później została ona przez stronę rosyjską uszczegółowiona. OBWE byłaby odpowiednią strukturą, aby urzeczywistnić ten cel, obejmuje wszystkie zaangażowane kraje. Jednak Rosja uważa, że OBWE jest wypalona. Można by ją jednak ożywić, gdyby członkowie tego chcieli. Sęk w tym, że brakuje woli i kreatywności. Słychać tylko obawy, iż osłabiłoby to Sojusz albo wręcz OBWE zajęłaby jego miejsce, a istniejąca odpowiedzialność zostałaby rozmyta. Oczywiście wszyscy musieliby zdawać sobie sprawę, że napięcia między wizją a rzeczywistością mogą zostać usunięte jedynie poprzez powiązania z odpowiedzialnymi instytucjami. Rosja proponuje nowy traktat o Sojuszu Europejskim obejmującym nie tylko kraje UE i Rosję, ale także Turcję czy Ukraina. Kraje te mogłyby w ten sposób przezwyciężyć niepewność co do przyszłego ukierunkowania strategicznego, dylematu na co mają się pod względem geopolitycznym orientować.

Pozostają dwie kwestie. Po pierwsze, czy społeczno-polityczne różnice między wschodnimi a zachodnimi partnerami nie będą stanowić przeszkody dla opartej na zaufaniu współpracy. W 1990 r. w Paryżu panował konsens co do rozwoju w kierunku demokracji, praworządności oraz gospodarki rynkowej. Nikt nie przeczy, że dla państw, które muszą przechodzić transformację, ta droga jest uciążliwa. Przy pomocy palca wskazującego oraz irytującego pouczania z reguły osiąga się rezultaty odmienne od zamierzonych, bo takie rady są traktowane jako ingerencja w sprawy wewnętrzne. Zbliżenie będzie więc możliwe jedynie wtedy, gdy rosyjskie społeczeństwo oraz jego elita doświadczą stosownych bodźców, kiedy się przekonają że w przyszłości mogą stać się partnerem w nowej Europie ze wspólnymi wartościami, będą sprzymierzeni z Unią Europejską i trwale zakotwiczeni w ogólnoeuropejskim ładzie pokoju i bezpieczeństwa. Przykład Polski pokazuje, że przyjęcie europejskiego modelu oraz integracja z UE przyśpieszają transformację i modernizację byłego państwa komunistycznego, a obie strony zbliżają do siebie. Zbliżenie Rosji do UE nie tylko zwiększyłoby szanse na przyśpieszenie modernizacji i przezwyciężenie deficytu demokracji ale też wzmocniło jej pozycję międzynarodową i atrakcyjność jako politycznego i gospodarczego partnera.

Jednak również państwa członkowskie Unii Europejskiej mają pracę do wykonania. Muszą znowu pokazać swoje zdecydowanie, ogłosić, że chcą, aby wszystkie europejskie narody zostały zjednoczone. Wytrąci to broń z ręki tym politykom, którzy nie wierzą w taką ogólnoeuropejską perspektywę i zamiast na nią stawiają na podziały, rywalizację i konflikty. Bez Rosji i państw Europy Wschodniej europejski projekt pozostanie nieukończony; kontynent pozostanie politycznie podzielony i gospodarczo upośledzony.

Po drugie, kto powinien być motorem takiego procesu? Które rządy są gotowe, aby przejąć jego przywództwo? W Deauville spotkali się prezydenci Sarkozy, Medwiediew i kanclerz Merkel. Powinni byli zaprosić prezydenta Komorowskiego albo premiera Tuska. W ten sposób „Trójkąt Weimarski” zostałby poszerzony o Rosję. Niemcy i Polska inaczej postrzegają Rosję. Jeśli jednak będą działać wspólnie, będą w stanie przekonać innych partnerów europejskich. Im lepsze będą relacje polsko-niemieckie, tym mniej napięć będzie w stosunkach Polski z Rosją. Niemcy i Polska powinny nadać stosunkom z Rosją i Europą Wschodnią wysoki priorytet i wspólnie z Francją zachęcać Unię Europejską, aby rozwijała opisane w tym artykule inicjatywy. Oczywiście muszą współpracować z Rosją, państwami Europy Wschodniej oraz z USA. To one jednak powinny być motorem tego procesu. Nie mogą przekazać tego zadania Komisji Europejskiej ani znowu czekać na to, że przywództwo przejmą Stany Zjednoczone.

Nie musimy czekać na przyszłe kryzysy, aby uznać, że ścisła, przyjazna współpraca od Vancouver do Władywostoku leży w interesie wszystkich, albowiem tylko dzięki niej obywatelom będzie można zapewnić trwały pokój, bezpieczeństwo i dobrobyt. Droga, która do tego prowadzi, została już dawno wyznaczona. Odpowiedzialni politycy muszą po prostu nią podążyć. Ogólnoeuropejski ład pokoju i bezpieczeństwa od Vancouver do Władywostoku byłby nie tylko niespotykanym wcześniej osiągnięciem lecz także kamieniem węgielnym, na którym można by zbudować bezpieczeństwo światowe.

Sergiej Karaganow, dziekan Szkoły Gospodarki Światowej i Stosunków Międzynarodowych oraz przewodniczący Prezydium Rady Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa.
Andrzej Olechowski, w latach 1993-1995 minister spraw zagranicznych.
Horst Teltschik, doradca kanclerza Helmuta Kohla do spraw polityki zagranicznej i bezpieczeństwa.