Z Andrzejem Olechowskim – współzałożycielem Platformy Obywatelskiej, byłym ministrem spraw zagranicznych i ministrem finansów – rozmawia Jacek Nizinkiewicz.
Jacek Nizinkiewicz: Według najnowszego sondażu CBOS, działalność rządu Donalda Tuska źle oceni
a ponad połowa Polaków – 52 proc., a odmiennego zdania jest 35 proc. ankietowanych. Pan jest w której grupie?
Andrzej Olechowski: Jestem jednocześnie w grupie zadowolonych i niezadowolonych. Narzekam na rząd, ale z drugiej strony jestem bardzo zadowolony, że nikt inny w Polsce nie rządzi tylko Platforma Obywatelska.
– Czyli jest pan za, a nawet przeciw?
– Rozumiem postawę, zasady i filozofię, które wyznaje premier. Podobnie jak on uważam, że podstawowa odpowiedzialność polityka jest wobec ludzi tu i teraz, ale równocześnie uważam, że horyzont przyjmowany przez premiera i ten rząd jest zbyt krótki. To “teraz” rządu Tuska jest zbyt krótkie, “dojutrkowskie” – to jest mój podstawowy zarzut.
– A z czego jest pan zadowolony jeśli chodzi o koalicję PO-PSL, oprócz tego, że nie rządzą inni?
– Z tego, że ten rząd nie funduje nam nadmiaru polityki. Obywatele mogą skupić się na życiu i swoich sprawach, a nie są bombardowani histerycznymi wypowiedziami, straszeni pozornymi zagrożeniami, zmuszani do zajmowania stanowiska w sprawach, które nie mają dla nich żadnego życiowego znaczenia. To jest ta wielka zmiana między ostatnimi latami, a okresem rządów Kaczyńskiego. Polska polityka wróciła na tory zgodne z interesem Polaków, polską racją stanu. Podobają mi się też niektóre konkretne osiągnięcia – odblokowanie inwestycji publicznych, zmiany w szkolnictwie wyższym, poprawa wizerunku w świecie.
– Podoba się panu polityka zagraniczna rządu Donalda Tuska? Jaką ocenę wystawiłby pan Radosławowi Sikorskiemu?
– Oceniam ministra Sikorskiego na mocne 4 z perspektywami na piątkę. Polska powróciła do głównego nurtu polityki międzynarodowej. Podobają mi się styl i profesjonalizm naszej dyplomacji. Popieram rozłożenie głównych akcentów w naszej polityce – naszym najważniejszym sojusznikiem są Niemcy, naszym głównym wyzwaniem jest poprawa stosunków z Rosją, a Polska ma zmierzać do tego, żeby być wartościowym i godnym zaufania partnerem międzynarodowym, który jest wśród tych, którzy rozwiązują problemy, a nie jest obiektem troski.
– Jarosław Kaczyński uważa, że polityka zagraniczna rządu Tuska, to porażka za porażką, a politycy PiS mówią, że minister Sikorski stara się bardziej odgrywać rolę wiceministra spraw zagranicznych Niemiec i Rosji. Polska zmierza do utraty suwerenności?
– Pan Kaczyński chce wywołać kontrowersje więc sięga do ostrych słów. Jak każdy z nas w takiej sytuacji często mija się z prawdą. Nieprawdą jest twierdzenie, że Polsce grozi utrata suwerenności, albo że poprzez swoją politykę zagraniczną Polska sama się deprecjonuje. Absurd, bzdura! To jednak nie oznacza, że we wszystkich sprawach pan Kaczyński nie ma racji. Na przykład sprawa rury bałtyckiej była porażką. Tyle, że od samego początku na tę porażkę była skazana. Tak jest ze wszystkimi projektami, których nie daje się szczerze wyrazić słowami. Nie chcieliśmy tej rury, gdyż pod Bałtykiem nie bylibyśmy w stanie w razie czego zakręcić kurka i zatrzymać dostawy gazu z Rosji do Niemiec. Nie ma co się dziwić, że im ten pomysł się nie podobał. Jego nawet nie daje się opisać. W konsekwencji porażka była nieuchronna.
– Polska może stracić przez gazociąg? Port w Świnoujściu może się wkrótce znaleźć w trudnym położeniu?
– Nie można dopuścić do zmniejszenia potencjału portu w Świnoujściu. To zadanie dla dyplomatów i negocjatorów. Nasze porty nie mogą ponieść liczących się strat.
– Nasze stosunki wewnątrz Unii Europejskiej możemy nazwać dobrymi? Bruksela wbrew naszej woli i interesom przyjęła pakt o konkurencyjności, który wykluczy nas ze znaczącej części procesów decyzyjnych UE, pogłębiając zjawisko Europy dwóch prędkości. Polska należy w Unii do krajów drugiej kategorii?
– Niewątpliwie. Jesteśmy w drugim kręgu, drugiej szybkości. Rdzeń, centrum jest w strefie euro. To w tej grupie toczy się prawdziwe życie, tam rozstrzyga się przyszłość UE.
– W której wciąż nas nie ma…
– Niestety nie. Mimo, że życie w strefie euro nie jest dziś usłane różami, to tam rozgrywa się główna aktywność intelektualna i polityczna. To tam podejmowane są wszystkie najważniejsze decyzje, które określą kształt integracji europejskiej w nadchodzących latach.
– Czy dzięki temu, że nie mamy euro, łatwiej przeszliśmy kryzys gospodarczy?
– Tak nie można mówić, bo np. osoby które spłacają kredyty mieszkaniowe w obcych walutach, powiedzą panu, że to jest nieprawda. Słowacja, która jest w strefie euro, w ubiegłym roku miała znacząco wyższe tempo wzrostu niż Polska. Bilans naszej nieobecności w strefie euro jest moim zdaniem niekorzystny. To jest tym bardziej przykre, że dzieje się tak na nasze własne życzenie.
– To błąd?
– Błąd wszystkich rządów od czasu akcesji do Unii. Dopiero przyjęcie euro dopełnia całość korzyści z członkostwa w Unii Europejskiej. Dopiero wówczas nasi przedsiębiorcy będą grać ze swoimi europejskimi konkurentami na wyrównanym boisku. Miałem pretensje do rządu lewicy, że nie postawił euro jako naszego następnego celu, ale również dla gabinetu Tuska euro nigdy nie było priorytetem. Nie będziemy istotnym członkiem UE tak długo, jak nie znajdziemy w strefie euro. Tak też, jak rozumiem, uważa minister Sikorski.
– Kiedy powinniśmy przyjąć euro?
– Jak najszybciej. Polska sama powinna określić datę i dążyć do realizacji tego celu. Wejście do strefy euro powinno być dla Polski “sputnik celem”. Nie będzie łatwo, bo finanse nam się rozlazły, a opinia publiczna jest bardziej sceptyczna niż kilka lat temu. Przegapiliśmy dobry moment na przyjęcie euro…
– Ten dobry moment był w czasie rządów PiS?
– Tak. Dzisiaj jesteśmy w innej rzeczywistości finansowej niż za czasów rządu PiS. Polska ma problem finansów publicznych i ten problem jest bardzo poważny. Dziwią mnie słowa ministra finansów, że tak nie jest.
– Ministra Rostowskiego oceni pan równie wysoko jak Sikorskiego?
– Wolałbym uniknąć oceniania ministra finansów. Powiem tylko, że tradycją w tym resorcie było, że minister trzyma się z dala od polityki, a obecny wyraźnie politykę lubi.
– Ale już raz wyraził pan swoją mocno krytyczną opinię mówiąc, że decyzja rządu ws. OFE śmiertelnie uderza w system emerytalny. Konsekwencje zmian w systemie emerytalnym mogą być aż tak tragiczne dla obecnych i przyszłych emerytów?
– Tak, bo II filar systemu emerytalnego jest marginalizowany co zachęci następnych administratorów w Polsce to tego, żeby sięgnąć po pozostające w nim środki. Z systemem emerytalnym stało się to, co dzieje się z budową autostrad: zaczynamy od pięknej wizji, przechodzimy na drogę ekspresową, a kończy się na kawałkach szybkiej drogi i słynnym polskim rozwiązaniu “drogowego lejka” – przez wiele kilometrów wszyscy jadą w jeden linii. Czyli wszystko po staremu. W emeryturach też wracamy do starego – młodzi będą płacić starym.
– Komu będzie pan kibicował w poniedziałkowej debacie tytanów Jacek Rostowski – Leszek Balcerowicz?
– Myślę w tej sprawie tak, jak Leszek Balcerowicz. Oczekuję tej debaty z ciekawością. Dodam, że jestem pod wrażeniem dyskusji na temat OFE. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poważni ludzie poważnie dyskutują poważną sprawę. Może to wreszcie zapowiedź wydobycia debaty publicznej z otchłani, w której się znalazła.
– Posłanka PO, Renata Zaremba, sugeruje, że profesor Balcerowicz krytykuje zmiany w systemie emerytalnym za pieniądze OFE.
– To typowy głos ludzi, których nie stać na merytoryczną wypowiedź, ludzi, którzy doprowadzili polską scenę polityczną do żałosnego stanu. Wypowiedź żołnierza z oddziału propagandy i dezinformacji. Bo musimy powiedzieć, że debata o OFE toczy się bez związku z klasą polityczna, poza nią. Nie słychać żadnych, podkreślam – żadnych! – odgłosów dyskusji na ten temat w PO lub w innych partiach. Członkowie partii karnie realizują decyzje już podjęte przez przywódców PO, PSL i prezydenta. Znam wielu ludzi PO, cenię ich potencjał intelektualny, ich krnąbrność i nie mogę wyjść ze zdumienia, że są tak bierni, tak karni, bezwolni.
-Pan jest przeciwny wszelkim zmianom w OFE?
– Nie. Jestem przeciwny tym zmianom, które niszczą konstrukcję obecnego systemu emerytalnego. Nie wiem kto podsunął premierowi przekonanie, że dzięki tym zmianom “system wreszcie będzie zbilansowany”. Toż to żywa nieprawda! Jak można oczekiwać, że system, w którym państwo ponosi całą odpowiedzialność za wypłatę emerytur, bo tak to się moim zdaniem skończy, w którym liczba płacących składki stale spada, a liczba pobierających emerytury stale rośnie będzie zbilansowany? Proszę jeszcze uwzględnić, że w polskiej polityce coraz większą rolę odgrywać będą starzy ludzie. Polacy szybko się starzeją i coraz więcej z nas nosić będzie moherowe berety, choć może rock ‘n’ rollowcy i bigbitowcy wybiorą sobie inne nakrycia głowy. To oczywiste, że będziemy chcieli jak najwyższych emerytur, będziemy cisnąć na państwo, aby je podwyższać, a ponieważ będzie nas dużo będziemy dodatkowo powiększać lukę miedzy sumą składek a sumą wypłat. Obecny system ogranicza odpowiedzialność państwa za emerytury i to on, a nie nowy, daje szansę na większe zbilansowanie. Znaczna część emerytury uzależniona jest w nim od indywidualnych oszczędności i dochodów z inwestycji i nie podlega państwowej księgowości, ani politycznym decyzjom. To było wielkie osiągnięcie reformy emerytalnej.
– Nie przeraża pana dług publiczny? Jacek Rostowski uważa, że dzięki reformie OFE dług publiczny zacznie spadać.
– Nieprawda. Od samego mieszania herbata nie staje się słodsza. Skoro nie rośnie składka emerytalna, ani nie spada liczba emerytów to zobowiązania państwa się nie zmniejszają. Rzeczywisty dług nadal będzie dynamicznie wzrastać. Zmienią się tylko wierzyciele – zamiast właścicieli obligacji będą to teraz przyszli emeryci.
– Jak te zmiany wpłyną na bezpieczeństwo naszych emerytur?
– Moim zdanie poważnie. W obecnym systemie część przyszłej emerytury uzależniona jest od polityki, a część od rynku. Mądrze jest dzielić ryzyko, nie trzymać wszystkich jajek w jednym koszyku. W nowym, całość emerytury zależna będzie od polityki.
– Rząd dokonuje zamachu na nasze emerytury?
– Rząd gwałtownie potrzebuje pieniędzy. Unikając koniecznych reform doprowadził do dużego deficytu budżetu i gwałtownego wzrostu długu. Bojąc się, z jednej strony, przekroczenia pułapów konstytucyjnych, a z drugiej negatywnej reakcji wyborców na ograniczenia wydatków lub podwyżki podatków znalazł sprytne i “tanie” wyjście – zamienił autostradę na drogę ekspresową z lejkami, pozbawił nas perspektywy nowoczesnego, bezpiecznego, zbilansowanego systemu emerytalnego. Nie sądziłem, że PO zdecyduje się na ten krok. Historia zapamięta jej tę decyzję.
– Chciałby pan, żeby Leszek Balcerowicz wrócił do aktywnej polityki?
– On jest aktywny politycznie, co mnie cieszy. Mam nadzieję, że nie wybiera się do partyjnej polityki, bo w niej nie mógłby być szczery, musiałby milczeć i nie miałby prawa wyrazić swojego zdania …
– …Grzegorz Schetyna wyraził swoje odmienne zdanie…
– Tak, ale ws. katastrofy smoleńskiej, a my mówimy o poważnych sprawach.
– Katastrofa smoleńska nie jest poważaną sprawą?
– Była taką sprawą, jako wstrząsający wypadek i tragiczny skutek nieodpowiedzialnych procedur i postaw. Wierzę, że po raporcie komisji ministra Millera rząd z żelazną konsekwencją wdroży wszystkie jego ustalenia. Na tym skutki katastrofy dla państwa się zakończą. Wspomnienie katastrofy pozostanie w naszej pamięci, w wielu sercach i zapewne w politycznych awanturach, ale na sprawy państwowe wpływu mieć nie będzie. Zmiana systemu emerytalnego będzie natomiast oddziaływać przez dziesiątki lat na status materialny emerytów i finanse państwa. Balcerowicz wciśnięty w ramy partii politycznej, np. PO, zostałby zakneblowany.
Koniec części pierwszej.