Debata na ten temat polskich zadań w Unii Europejskiej dopiero się rozpoczyna. Zapewne będzie żywa i emocjonalna, pełna historycznych odniesień, lęków i uprzedzeń, ale też zapału i nadziei. Emocje tym razem jednak lepiej odłożyć na bok, uznać, że ich rola wyczerpała się wraz z decyzją o przystąpieniu do Unii. Wtedy wspomnienia i uczucia miały pierwszorzędne znaczenie, teraz czas na chłód i dystans, pragmatyzm. W tym właśnie duchu chciałbym odpowiedzieć na zadane mi pytanie.

Unia Europejska jest dla nas bardzo ważna. Przystępujemy bowiem do niej, aby móc zrealizować co najmniej trzy cele: utrwalić nasze bezpieczeństwo, stworzyć dobre perspektywy dla naszej gospodarki, pozyskać środki potrzebne dla realizacji naszych planów rozwoju. Żadnego z tych celów nie jesteśmy w stanie osiągnąć sami.

Jedynym sposobem na trwałe bezpieczeństwo jest rozwinięta współzależność z najbliższymi i dalszymi sąsiadami. Na tym polega natura unijnego projektu. Samodzielna skuteczna obrona jest poza naszym zasięgiem, a sojusze i koalicje militarne są z natury czasowe. Aby pewnie poruszać się po globalnym rynku, który jest jak ocean, trzeba mieć solidny, duży statek. Polska gospodarka jest małą łódką, Unia – jedynym statkiem w okolicy. Środków potrzebnych do rozwoju cudownie nam nie przybędzie, w wyniku jakiegoś odkrycia, czy zmiany – mogą to być tylko inwestycje prywatne i publiczne. Te będą większe i tańsze, gdy znajdziemy się w Unii.

Są narody, które samodzielnie mogłyby myśleć o powołaniu własnej wspólnoty sąsiadów, mogłyby starać się zapewnić dobrą przyszłość swoim gospodarkom, mogą zdobyć środki na miarę swoich potrzeb i planów. Polacy jednak do nich nie należą. Dlatego Unia jest bardzo ważna dla naszego powodzenia. Ważniejsza niż dla niektórych innych jej członków, zwłaszcza tych największych. Im bardziej Unia będzie udana i scementowana, tym większa będzie pewność pokoju w Europie. Im większe odnosić będzie sukcesy gospodarcze, tym więcej napłynie do nas kapitału i zamówień, tym więcej będzie miejsc pracy, tym szybciej będzie rósł nasz dobrobyt.

Dlatego troską polskiego polityka powinno być powodzenie Unii Europejskiej. Jej dobre funkcjonowanie i rozwój, zwłaszcza w tych dziedzinach, które są ważne dla osiągnięcia naszych celów.

W ramach tej ogólnej instrukcji, trzy zadania wydają mi się najważniejsze.

Po pierwsze, polski polityk winien dbać o skuteczność Unii.

Tylko Unia, która zdefiniowała interes europejski (europejską rację stanu, raison d�Europe) i wypowiada się w jego sprawie jednym głosem zdolna będzie zbudować rzeczywiste partnerstwo ze Stanami Zjednoczonymi, poszerzyć się na Wschód i stworzyć skuteczną politykę bezpieczeństwa. Stan konfliktu, konkurencji lub zależności od USA znacznie zwiększy zagrożenia zewnętrzne i wewnętrzną niestabilność. Unia samodzielnie nie jest w stanie stworzyć w rozsądnej przyszłości odporności na globalne zagrożenia XXI wieku (terroryzm, narkotyki, zarazy, niestabilność finansowa). Rywalizując lub uzależniając się od Ameryki spowoduje silne napięcia pomiędzy członkami podsycane przez USA. Zamykając się na kandydatów ze Wschodu zmusi ich do stworzenia własnego bloku. W każdej z tych sytuacji Polska, całkowicie dziś opierająca swoje bezpieczeństwo militarne na członkostwie w NATO oraz znajdująca się na wschodnim skraju Unii, nie tylko nie poprawi swojego bezpieczeństwa, ale zostanie narażona na dodatkowe zagrożenia.

Tylko Unia, która dokończy konsolidacji wspólnego rynku, ugruntuje europejską walutę i pozbędzie się regulacji zmniejszających konkurencyjność na globalnym rynku zapewni dobre perspektywy dla naszej gospodarki. Tylko taka Unia podejmie też nowe projekty w obszarach infrastruktury materialnej, edukacji i eliminacji różnic regionalnych, które istotnie zwiększą dopływ środków do Polski.

Aby wykonać te zadania Unia musi być stabilna, spójna i sprawna. Niestabilna – wcześniej lub później podzieli się na mniejsze grupy. Do europejskiej polityki powrócą konkurencja głównych mocarstw i polityka równowagi sił (historia nie pozostawia złudzeń co do strat jakie wówczas poniesiemy). Niespójna � rozproszona w działaniach, pozbawiona spajających ją idei i kierunku rozwoju – nie dokończy obecnych i nie podejmie nowych przedsięwzięć. Unia niesprawna generować będzie złe polityki i w konsekwencji tracić prestiż, wpływy i zaufanie obywateli. Słabe i płytkie instytucje wspólnotowe, z których łatwo się �wykręcić� ustępować będą pola instytucjom narodowym lub tworzonym przez państwa, które zdecydowały się �pójść na całość� i nie chcą być zakładnikami widzów, czy pasażerów na gapę. Zyskają na tym lokalne grupy interesu lub wybrane państwa, ale nie my.

Są narody, którym zależy na ograniczeniu sprawności Unii � nie są do niej w pełni przekonane, uważają, że słaba Unia lepiej służy ich interesom niż mocna. Są państwa, które krepują sprawność Unii broniąc w ten sposób swoich instytucjonalnych interesów. My nie mamy wyboru � nieskuteczna Unia nie tylko nie da nam spodziewanych korzyści, ale spowoduje istotne straty.

Po drugie, polski polityk powinien zabiegać o demokratyzację Unii. Obok stabilności, spójności i funkcjonalnej sprawności demokracja dla zasadnicze znaczenie dla skuteczności Unii.

Współcześni obywatele chcą dokonywać wyboru władz publicznych, badać ich decyzje, znać i rozumieć ich powody, mieć możliwość ich kwestionowania i pociągnięcia do odpowiedzialności osób, które je podjęły. Takich możliwości w Unii prawie nie mają. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest słaba (słabnąca?) identyfikacja obywateli z Unią. Na tyle słaba, że wydaje się już zagrażać jej stabilności i stawiać pod znakiem zapytania dalszy rozwój.

W warunkach dużego �deficytu demokracji�, w atmosferze obojętności i niezaangażowania trudno jest realizować rozpoczęte projekty, a co dopiero inicjować nowe, zwłaszcza w obszarze solidarności europejskiej. I znów, taki stan rzeczy może dogadzać lub nie przeszkadzać niektórym członkom Unii nam jednak uniemożliwi osiągnięcie naszych głównych celów.

Po trzecie, polski polityk musi zabiegać o to, aby Unia sprzyjała wzrostowi gospodarczemu.

Naszym kluczowym zadaniem narodowym jest pokonanie zacofania gospodarczego, dogonienie współczesności. W osiągnięciu tego celu pomoże nam tylko Unia, która konsekwentnie tworzyć będzie korzystne warunki dla wzrostu gospodarczego. Inna Unia będzie dla nas szkodliwa. Zwłaszcza Unia, która akcentuje stabilność i ochronę status quo. Nasi obywatele – młodsi, “szczuplejsi”, bardziej głodni sukcesu niż �starzy� Europejczycy – potrzebują swobody działania, a nie wygody i stabilności. Dlatego nie możemy tolerować polityk i przepisów nakładających ograniczenia na gospodarczą aktywność.

Unia jest dziś na etapie określania własnego modelu gospodarczego. Jej ambicją jest, aby był równie skuteczny w kategoriach zatrudnienia i wzrostu gospodarczego co amerykański, ale bardziej �ludzki�, społeczny. W debacie na ten temat ścierają się zwolennicy państwa socjalnego i liberalizacji. Dyskusja jest w toku – projekt konstytucji niczego nie przesądza. Polska musi stanąć po stronie zwolenników liberalizacji.

Z powyższych wytycznych wynika szereg wniosków. Jeden z nich chciałbym tu wyeksponować.

Jedyną postawą wobec Unii zgodną z naszym interesem narodowym będzie, moim zdaniem, postawa konstruktywnego zaangażowania. Polska musi należeć do �lokomotyw� integracji, zabiegać o jej sukcesy, przełamywać trudności, chronić od porażek. Inne podejście � widza, pasażera na gapę, hamulcowego – byłoby samobójcze, zrobilibyśmy sobie krzywdę. Zgodnie z tą postawą powinniśmy m.in. do zarządzania unijnymi sprawami i do pracy w unijnych urzędach delegować osoby nie tylko kompetentne, ale też przejęte dobrem unijnego projektu. Tylko tacy ludzie przyniosą nam korzyść, inni – którzy za swoją misję uznaliby nieufność, pilnowanie polskich spraw przed nieżyczliwymi cudzoziemcami, podkreślanie na siłę polskiej odrębności � wyrządzą nam szkodę.

Przyjęcie postawy konstruktywnego zaangażowania wobec Unii wymagać będzie dużego wysiłku od polskiej elity, nie tylko politycznej. Trzeba będzie szerzej spojrzeć na otaczający świat, zrozumieć interesy i poglądy naszych partnerów w Unii. Dobrze zrozumieć własną historię, interes narodowy oraz naturę i dylematy Unii Europejskiej. Dziś stan wiedzy w tych dziedzinach pozostawia wiele do życzenia. Aż roi się od błędnych stereotypów, ostrożnych banałów, cudzych myśli. Trudno inaczej niż brakiem własnych przemyśleń wyjaśnić powtarzanie nawet przez najwyższych urzędników Rzeczypospolitej nieaktualnych frazesów o �Europie Ojczyzn� lub brytyjskich (a więc sformułowanych w kontekście odmiennych doświadczeń historycznych i różnych od naszych oczekiwań wobec Unii) poglądów na przyszłość Unii. Trzeba nam będzie też w działaniach w Unii dużo konsekwencji, wyobraźni, taktu i skłonności do zgody. Niestety, akurat te cechy nie wyróżniają polskiej kultury politycznej, choć w działalności międzynarodowej jest znacznie lepiej.

Najważniejsze jednak będzie rozstanie się przez naszą elitę z mocnym przekonaniem, że Polacy są szczególnie przywiązani do silnego państwa narodowego. Przekonaniem ahistorycznym, gdyż przecież nigdy takiego państwa nie mieliśmy, największe sukcesy osiągnęliśmy w państwie wielonarodowym, a obecnie dość powszechnie swoje powodzenie łączymy z Unią Europejską.