W niedzielę, 24 stycznia, mija 20 lat od utworzenia Platformy Obywatelskiej. – Chciałem partii liberalno-konserwatywnej, skoncentrowanej na poszerzaniu wolności obywatelskich i gospodarczych. Naszym hasłem, manifestem, było: Uwolnić energię Polaków. Takie partie rzadko zdobywają poparcie większości wyborców – wyznaje w rozmowie z Faktem współzałożyciel Platformy Obywatelskiej Andrzej Olechowski.

Fakt: 20 lat temu był Pan wraz z ówczesnym marszałkiem Sejmu, nieżyjącym już Maciejem Płażyńskim oraz Donaldem Tuskiem, współzałożycielem Platformy Obywatelskiej. Jak dziś patrzy Pan na tę partię?

Andrzej Olechowski: Udział w stworzeniu Platformy Obywatelskiej uważam za jedno z najważniejszych osiągnięć w moim życiu. Mimo najrozmaitszych pretensji wobec tego ugrupowania, we wszystkich wyborach oddawałem głos na kandydatów z list PO, bądź wspieranych na nich kandydatów.

Ale ta partia nie jest tą, którą Pan zakładał. Sam Pan to niedawno powiedział. Chciał Pan partii elitarnej, a nie populistycznej.

Chciałem partii liberalno-konserwatywnej, skoncentrowanej na poszerzaniu wolności obywatelskich i gospodarczych. Na powiększeniu przestrzeni dla większej aktywności ludzi. Naszym hasłem, manifestem, było: Uwolnić energię Polaków. Takie partie rzadko zdobywają poparcie większości wyborców. PO miała jednak większe ambicje i rozmywała oryginalny przekaz stając się coraz bardziej eklektyczna i populistyczna.

W założeniu PO miała więc pomagać w budowie społeczeństwa obywatelskiego, w którym każdy, albo prawie każdy, ma poczucie, że losy państwa zależą także od jego mieszkańców, wyborców.

Dokładnie. Bez takiej postawy obywateli kraj nie może się pomyślnie rozwijać.

Dziś jednak obojętność Polaków wobec polityki i społeczeństwa obywatelskiego budzi wrażenie, że wcale nie chcą się angażować i wolą wysłuchiwać „poleceń” z góry.

Sądzę, że nie jest to dobry odczyt nastrojów Polaków. Nie można tego uogólniać, ani twierdzić, że większość Polaków tak myśli. Uważam, że jest inaczej. Moim zdaniem, wielu Polaków źle się czuje w obecnej Polsce, brakuje im powietrza, czują się skrepowani, nawet upokarzani, nie mają poczucia, że są u siebie w domu.

Co zrobić, żeby to poczucie odzyskali?

W tym właśnie celu szturcham – jeśli można tak powiedzieć – Platformę, przypominając ten manifest sprzed 20 lat. Był wyrazisty i mówił, o co walczymy. Dzisiaj, gdyby w sondażu zadano pytanie, o co walczy Platforma, ludzie odpowiadaliby zapewne, że o wolność i demokrację. To jest dobry cel, ale na czas wojny. A dziś trzeba powiedzieć o jaką demokrację i o jaką wolność. W tej materii różnice poglądów między Polakami są duże i oczekuję od Platformy, że ona sobie z tym poradzi i wyjdzie z wyrazistym manifestem.

Był Pan w Platformie, ale niezbyt długo. Rozeszły się drogi Pańskie i Donalda Tuska. Jak go Pan dzisiaj ocenia? Czy jego przejście z urzędu premiera na szefa Komisji Europejskiej było właściwym krokiem?

Przez długi czas współpraca naszej trójki (Tusk, Płażyński i ja) była bardzo przyjazna i owocna. Skończyła się, gdy notowania Platformy bardzo spadły i pan marszałek Płażyński odszedł z funkcji przewodniczącego PO i z samej partii.

To, co spowodowało moje rozczarowanie i ostatecznie skończyło się wypychaniem mnie z partii i moją rezygnacją z członkostwa było to, że Donald Tusk – tak zresztą jak zrobił to też Jarosław Kaczyński – za wzór dla swojego przywództwa przyjął nieboszczkę PZPR: na czele partii stoi osoba, która nie toleruje wokół siebie osób, mających autorytet i wpływy. Tak samo zresztą zrobił też Jarosław Kaczyński. Taki styl kierowania PO przez Donalda Tuska był błędem, a skutkiem tego, gdy odszedł do Brukseli, był brak wyrazistych liderów, którzy mogliby poprowadzić partię.

Jego przejście do Brukseli było nieuniknione. Oferta tego stanowiska była ogromnym awansem dla pana Tuska oraz awansem i szansą dla Polski. Nie można było z tego zrezygnować.

W tym roku nie tylko PO obchodzi 20-lecie istnienia. Za pół roku swoją dwudziestkę świętować będzie Prawo i Sprawiedliwość. W 2005 r. te partie myślały nawet o wspólnych rządach. Dziś są śmiertelnymi wrogami. Jak pan patrzył na PiS 20 lat temu, a jaki dziś?

Sądzę, że PiS spełnił oczekiwania swoich wyborców. Od początku sygnalizował, że chce wzmacniać państwo kosztem swobód obywatelskich. Zachęcał ludzi do bierności i zdania się na państwo. Państwo rozumiane nie jako demokratyczne instytucje, ale rządy partii, która arbitralnie rozdaje posady w administracji i gospodarce, dotacje i inne podarki. Nigdy nie akcentował wolności i odpowiedzialności jednostki za siebie i wspólnotę. Taki model dogadza wielu ludziom, ale w dzisiejszych czasach musi prowadzić do katastrofy.

Może PiS nie wypisał wolności na swoich hasłach, bo uważa ją za coś oczywistego, o czym w ogóle nie trzeba mówić?

PiS uważa, że zakres praw obywatelskich jest zbyt szeroki i stara się go zawężać. Stąd częste demonstracje obywateli i mnogość zadań Rzecznika Praw Obywatelskich.

Mamy cztery duże partie, sądząc po liczbie członków. Czy z tego kwartetu wyłoni się system dwupartyjny taki, jak na przykład jest w USA?

Być może. Ale warunkiem byłoby odzyskanie przez Platformę wyrazistości.

Zdecydowana większość partii, które powstały po 1989 r. miały krótki żywot. Teraz nowością na scenie politycznej jest Polska 2050 Szymona Hołowni. Czy Polsce potrzebne jest wiele partii?

Pyta pan o to kogoś, kto ma usposobienie liberalne. Nie tylko w polityce, ale w każdej dziedzinie życia chciałbym mieć możliwość wyboru i nie być skazany na jego brak. Z sympatią patrzę na to, co robi pan Hołownia. A jednocześnie mam świadomość, że fragmentacja tej strony sceny politycznej osłabia ją w stosunku do PiS, którego rządy uważam za nieszczęśliwe dla Polski.

Ale to wyborcy zdecydowali, że rząd należy do PiS

Nie mam co do tego żadnych wątpliwości i tego nie kwestionuję. Chodzi mi o to, że potrzebny jest pewien rodzaj porozumienia, a paleta jego może być bardzo duża, między partiami opozycyjnymi. Nie likwidując różnorodności między nimi, partie mogłyby iść wspólnie do wyborów.

Z Andrzejem Olechowskim rozmawiał Andrzej Kaniewski 

FAKT, 23.01.2021 r.