NEWSWEEK: Jak pan ocenia kondycję Platformy Obywatelskiej 10 lat po utworzeniu tej partii?
ANDRZEJ OLECHOWSKI: Mnie się Platforma Obywatelska jawi jako partia bardzo biegła politycznie, zdolna wygrywać wybory i zdolna do utrzymywania Prawa i Sprawiedliwości z dala od władzy. A to dla wielu Polaków, w tym dla mnie, jest wartością samą w sobie. PiS uważam bowiem za partię, która jest niebezpieczna i szkodliwa. Z drugiej strony PO to formacja pozbawiona strategicznej głębi, misji innej niż odsuwanie PiS. W związku z tym w dłuższej perspektywie przynosi szkody. Bo nie odnosi się do spraw i zagrożeń, które będą miały znaczenie w przyszłości.
NEWSWEEK: Myśli pan o zagrożeniach gospodarczych?–
– Gospodarczych, politycznych, różnych polskich ułomnościach, do których Platforma Obywatelska miała się odnieść. Gdy w 2001 roku współtworzyłem Platformę, wydawało się, że będziemy szukać remedium na trzy główne problemy, które w Polsce mają korzenie kulturowe. Pierwszy to fakt, że mamy co prawda wspólnotę narodową, ale nie dorobiliśmy się jeszcze wspólnoty politycznej. Stąd idea partii obywatelskiej. Drugi problem to niedobry klimat wokół przedsiębiorczości i przedsiębiorców, który u nas był zawsze, bo jest uwarunkowany historycznie. Zobaczymy, może prezydent Komorowski coś zrobi. Na przykład przedsiębiorcom przyzna najwyższe odznaczenia. Trzeci problem to napięcie między administracją a obywatelami. Urzędnicy są władzą, a nie służbą publiczną. Żaden z tych trzech problemów nie został przez rząd PO podjęty.
NEWSWEEK: Mówi pan o niechętnym podejściu do przedsiębiorców. Tu doszło chyba do największej ewolucji Platformy, która w pewnym momencie zaczęła się ścigać z PiS w populizmie. Z czego to wynika?
– Platforma została założona w 2001 roku jako partia centrowa. W proteście przeciwko ekscesom Akcji Wyborczej Solidarność i z powodu rozczarowania więdnącą Unią Wolności. Jednak utrzymywanie się w centrum nie daje szans na samodzielne objęcie władzy. Dlatego PO zaczęła zbliżać się do PiS, budować z tą partią strategiczny alians, duży blok centroprawicowy.
W pewnym jednak momencie Donald Tusk doszedł do wniosku, że lewica w Polsce nie podniesie się przez wiele lat. Zaczął więc realizować scenariusz, w ramach którego o rządy w Polsce walczą dwie partie prawicowe. Stąd Platforma, która początkowo szukała w PiS sojusznika do stworzenia dużej formacji zdolnej do rządzenia, odrzuciła ten plan i przeszła do ostrej walki z partią Kaczyńskiego.
NEWSWEEK: Mówi pan o sytuacji po wyborach w 2005 roku?–
– Tak. Wtedy Tusk doszedł do przekonania, że lewica przez długie lata się nie podniesie. Ja uważałem, że będzie inaczej. Nie miałem racji. Trzeba jednak pamiętać, że konkurencja z partią pokrewną jest bardzo trudna. Różnice wartości i programów są zbyt małe, by wokół nich rozwinąć spór budzący emocje i zaangażowanie wyborców. Pozostają więc kwestie drugorzędne: wydarzenia, postawy, personalia. Takie sprawy zachęcają do publicystyki i populizmu. Tu nastąpił drugi błysk geniuszu Tuska. Zaczął mówić o PO jako o białej armii, która walczy z siłami zła. Trzeba przyznać, że PiS zrobiło absolutnie wszystko, co można, żeby się dla wielu — może nawet większości — Polaków pomalować w czarnych kolorach. Wpisało się w narrację Tuska.
NEWSWEEK: Według pana Tusk sprawdził się jako premier?
– Mówiłem, że jestem wdzięczny panu Tuskowi za odsunięcie od władzy Jarosława Kaczyńskiego. Ale druga część odpowiedzialności polityka to stwarzanie ludziom trwałych warunków do godnego życia. I tej drugiej części Platforma nie wypełnia. Zamach na otwarte fundusze emerytalne jest dla mnie wstrząsem. Aby załatać dziurę w budżecie, rząd niszczy instytucję, które miała pomóc Polakom przystosować się do życia w realiach nowoczesnego świata! Swoją pozycję materialną buduję samodzielnie przez całe życie, nie liczę na hojność przyszłych pokoleń. A jeśli młodzi nie będą chcieli mnie utrzymywać? To nie do przyjęcia. W Platformie panuje intelektualna mizeria — nikt przeciw tej decyzji nie zaprotestował! Podczas partyjnych narad omawia się wyłącznie bieżący front walki z PiS. Nie ma żadnej dyskusji programowej.
NEWSWEEK: PO odchodzi od programowego oblicza, bo ono nie jest ważne?
– Programowego oblicza nie ma, bo jest niepotrzebne. Zmiany w OFE nie były przedmiotem dyskusji w partii, tylko w rządzie.
NEWSWEEK: Może tak jest w każdej partii rządzącej?
– Proszę spojrzeć na życie formacji angielskich czy niemieckich. Często lider partii, który jest premierem, idzie na dywanik programowy w swoim ugrupowaniu. Debaty toczą się w partiach.
NEWSWEEK: Platforma powstała dzięki ludziom, którzy poparli pana w wyborach prezydenckich w 2000 roku. Zakładało ją “trzech tenorów” — pan, Maciej Płażyński i Donald Tusk. Czy nie stwarzało to potencjalnego zagrożenia? Wiadomo przecież było, że triumwiraty nie są trwałe. Że jedna z trzech osób zdobywa po jakimś czasie pełnię władzy.
– Dlatego zacząłem się z triumwiratu wycofywać, a przewodniczącym Platformy został Maciej Płażyński.
NEWSWEEK: A może pan trochę za mało się zaangażował? Gdyby pan wszedł do Sejmu, miałby pan większy wpływ na działalność Platformy.–
– Miałem kolejkę ludzi, którzy do mnie przychodzili, bym przejął przywództwo. Bo Płażyński chyba niektórych rozczarował. Ale moje ustalenia z panem Płażyńskim były takie, jakie były.
NEWSWEEK: Tusk jak się wtedy zachowywał?–
– Też bardzo correct. On wykazał zainteresowanie przywództwem partii dopiero wtedy, gdy Płażyński zrezygnował. Swoją drogą zrobił to akurat w tym samym dniu, gdy ja formalnie wstąpiłem do Platformy jako partii, ale był to całkowity przypadek.
NEWSWEEK: Ale Tusk jako przewodniczący już nie chciał się dzielić z panem władzą?–
– Nie chciał. Dominowali jego koledzy z Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Mógłbym oczywiście coś zrobić, aby to powstrzymać, wykorzystując swoje “szable”. Byłem jedynym człowiekiem po rezygnacji Płażyńskiego, który mógł to zrobić. Nie chciałem jednak, żeby Platforma podzieliła los innych partii, w których jacyś watażkowie ciągle dokonywali rokoszy i rozłamów. Było to dla mnie niehonorowe.
NEWSWEEK: Kiedy zauważył pan, że Tusk zaczyna wypychać pana z partii?–
– Dopiero wtedy, gdy zaczął się mój publiczny spór z Janem Rokitą.
NEWSWEEK: Rokita po aferze Rywina i pracy w komisji śledczej miał bardzo duże wpływy w partii. Platforma obrała wtedy kurs na IV RP, którą miała budować wraz z PiS.–
– Koalicja PO-PiS była budowana najpierw delikatnie, potem coraz intensywniej. Ważnym elementem tego procesu było pozbywanie się wszelkich elementów liberalnych. Bo wcześniej — mimo obecności Macieja Płażyńskiego z AWS — to była partia o wyraźnym rysie liberalnym. Ja byłem z Platformy wypychany również dlatego, żeby pozbyć się liberalnego wizerunku.
NEWSWEEK: Po pana marginalizacji, a potem odejściu Platforma nie jest już liberalna?–
– Pozbyła się liberalnych marzeń, czego przypieczętowaniem jest rozmontowywanie OFE. Dziś nikt już nie może powiedzieć, że ta partia ma coś wspólnego z liberalizmem. Wstyd, że jest wciąż firmowana przez ludzi, którzy w wielu środowiskach zdobyli szacunek właśnie jako liberałowie. Gdyby dziś panowie zrobili anonimową ankietę wśród członków rządu i szefostwa PO, to okazałoby się, że większość będzie za karą śmierci, za mocną obecnością rządu w gospodarce, przeciw związkom partnerskim itd.
NEWSWEEK: Jednak nastąpiła też zmiana poglądów gospodarczych liderów PO. Weźmy byłego premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego — był pan wiceministrem w jego rządzie. Dawny liberał dziś jest zwolennikiem nacjonalizacji w bankowości czy energetyce i zabierania pieniędzy z OFE do ZUS.–
– Kładę to na karb specyficznego poczucia humoru premiera Bieleckiego. Nie chcę uwierzyć, że dokonał takiej ewolucji. Co innego jest z premierem. Myślę, że przeszedł dość poważną ewolucję. Jest konserwatystą i ma duży dystans do liberalizmu gospodarczego. Sygnały były już wcześniej. Tylko wyjątkowemu natężeniu mojego wnerwienia możemy zawdzięczać to, że za rządów Leszka Millera Platforma poparła podatek liniowy dla przedsiębiorców. Partia liberalna chciała protestować przeciwko obniżce podatków! Nie do wiary? A jednak. Już wtedy były duże kłopoty ze zorganizowaniem spotkania władz PO z organizacjami przedsiębiorców. Pani Zyta Gilowska była wobec nich bardzo ostrożna, a Tusk także nie przepadał za przedsiębiorcami. Dbał o wizerunek. Jak panowie wiedzą, w Polsce politykowi przystoi sfotografować się z każdym, ale nie z przedsiębiorcą.
NEWSWEEK: Skąd brała się tendencja Tuska do stopniowego pozbywania się kolejnych współpracowników?–
– To był chyba naturalny proces eliminowania konkurencji. Bo nie miało to już takiego tła ideowego, jak w moim przypadku.
NEWSWEEK: Wcześniej Tusk był politycznym olewusem. Kiedy zaszła w nim przemiana i stał się ambitnym, walczącym politykiem?–
– Nie wiem kiedy, ale myślę, że głównym powodem było to, że Platforma była jego projektem. Jeśli był olewusem, to na pewno nie w swoich projektach.
NEWSWEEK: Czy Tusk ma wizję państwa? Czy jeśli wygra wybory, jest w stanie wprowadzić zmiany? Czy jest wypalony i chce tylko utrzymać władzę?–
– To kluczowe pytanie. Ja jestem z natury optymistą. Sądzę, że Platforma wygra wybory śpiewająco. I stanie przed historycznym wyzwaniem — co pozostawi po ośmiu latach rządów. Już nie wystarczy przejść do historii jako pierwszy premier, który rządził przez dwie kadencje. Orliki i trochę dróg to też za mało. Wtedy się dowiemy, o czym dla nas marzy premier Tusk.
NEWSWEEK: Ludziom premier wciąż się podoba.–
– Na tle Kaczyńskiego mnie też się podoba.
NEWSWEEK: Tusk istnieje tylko na tle?–
– Każdy z nas istnieje na tle. Tyle że polityk powinien być także przywódcą.
NEWSWEEK: Tusk nie jest?–
– Dziś nie można powiedzieć, że Tusk prowadzi nas w jakimś kierunku. No bo w jakim?
NEWSWEEK: To jasne: żeby kraj nie zbankrutował.–
– I to jest przywództwo? Ochrona przed bankructwem? Moim zdaniem rząd dryfuje. Jedyną misją PO, jedynym tematem, o którym ta partia dyskutuje, jedyną sprawą, która ją zaprząta, jest PiS.
NEWSWEEK: Platforma może w wyborach prezydenckich wystawić letniego Bronisława Komorowskiego, a on wygrywa nie tylko z Kaczyńskim, lecz także z panem.–
– To efekt marki.
NEWSWEEK: Platforma to wciąż dobra marka?
– Doskonała. I to historyczne osiągnięcie Tuska. Tyle że nie mając wyróżniającej się ideowości i kręgosłupa programowego, Platforma naraża się na to, iż może się okazać efemerydą. Nie buduje kręgów ludzi, którzy są do niej przywiązani na śmierć i życie — jak PiS. Nie buduje środowisk związanych z nią swoim interesem — jak choćby PSL. Gdy zmienią się zewnętrzne warunki — na przykład PiS się podzieli — Platforma może pęknąć jak bańka mydlana. Faktem jest, że liderzy PO są mistrzami zarządzania kryzysem politycznym. Te ostatnie cztery lata można opisać jako ciąg bezładnych starań opozycji, żeby zrobić jakąś aferę, i mistrzowskich kontr Platformy. Powiecie — to PR i sztuczki. Nie, to rzemiosło polityczne w najlepszym wydaniu. Bo przecież o to chodzi w polityce — żeby cały czas przekonywać publiczność, że się jest najlepszym. Platforma robi to świetnie. Ale to nie wystarczy, gdy zabraknie straszydła, czarnego luda.
NEWSWEEK: Czemu ludzie kupują Tuska?
– Bo świetnie wybrał podział ról na dobry — zły. “Ja jestem dobry, a Kaczyński zły”. Obaj idealnie pasują do tych ról. Wystarczy wyłączyć dźwięk w telewizorze i patrzeć na ich język ciała.
NEWSWEEK: Latem 2009 roku w pożegnalnym liście do Tuska napisał pan m.in., że Platforma stała się partią władzy “upartyjniającą państwo, gmatwającą interes prywatny z publicznym i bezwstydnie rozbudowującą nomenklaturę”. Premier uznał te zarzuty za śmieszne.
– Platforma weszła w takie same tryby upartyjnienia i eksploatacji państwa jak PZPR, bo na tym wzorcu budowane są polskie partie. Niedawno rozmawiałem z dyrektorem ośrodka ruchu drogowego w dawnym mieście wojewódzkim. Powiedział mi, że dostał posadę… z nominacji Platformy. To klasyczna nomenklatura!
NEWSWEEK: Śmierć Macieja Płażyńskiego w katastrofie smoleńskiej symbolicznie zamyka dekadę Platformy. A gdzie po tych 10 latach jest ten drugi, czyli pan?
– Na politycznej emeryturze.
NEWSWEEK: Liderzy PO mówili nam rok temu: “Gdyby Olechowski w 2009 roku nie opuścił Platformy, to on byłby naszym kandydatem na prezydenta. I by wygrał”.
– Nie wystawiliby mnie. Nigdy w życiu.
NEWSWEEK: Wierzy pan, że Tusk zrezygnuje w przyszłym roku z szefostwa PO? Składał takie deklaracje.
– Jego decyzja w sprawie rezygnacji ze startu w wyborach prezydenckich pokazuje, że potrafi być niekonwencjonalny. Sądzę, że na dziś to szczera deklaracja.
NEWSWEEK: Wyobraża pan sobie Platformę po Tusku?–
– Wyobrażam ją sobie w każdej konfiguracji oprócz jednej. Bez PiS.